"Zmierzch" Stephenie Meyer recenzja książki
Książki,  Recenzje

„Zmierzch” Stephenie Meyer – recenzja

Jeszcze dobre parę lat temu księgarnie przeżywały prawdziwe oblężenie, jeśli chodzi o powieści o wampirzych przystojniakach. Wampiry pojawiały się wszędzie, a machina wielkiej popularności tej tematyki w dużej mierze nakręcana była dzięki takim powieściom jak „Zmierzch”. Młode dziewczyny wręcz oszalały na punkcie nieziemskiego i troskliwego Edwarda Cullena. Z zapartym tchem śledząc losy Belli Swan, na której miejscu z pewnością wiele z nastolatek chciałoby się w tamtym momencie znaleźć.

Zapewne i mnie, gdybym tylko tę powieść czytała w latach nastoletnich, przypadłaby do gustu historia o wampirze i przeciętnej dziewczynie. Nie dane mi było jednak w tamtym okresie zapoznać się z opowieścią miłosną Belli oraz Edwarda. Po latach, kiedy nastoletnie lata mam już dawno za sobą, a gust czytelniczy się nieco zmienił, przysiadłam do czytania, a właściwie słuchania audiobooka powieści napisanej przez Stephenie Meyer. „Zmierzch”, wielki hit wiele lat temu, zarówno książkowy, jak i filmowy – wreszcie za mną. Teraz mogę oficjalnie rzec, że zapoznałam się z tą jakże popularną historią wampirzej miłości i zwykłej śmiertelniczki, i mogę ją w końcu zrecenzować.

„Zmierzch”, wielki hit dawnych lat

Istnieją takie powieści, których nie sposób nie znać. Nawet jeśli nie dane jest nam zapoznać się z daną pozycją, to gdzieś jej tytuł oraz opinie o niej krążą w naszej głowie. Zwłaszcza jeśli dana książka jest niezwykle popularna, a „Zmierzch” do takich książek wiele lat temu się zaliczał. Pamiętam jeszcze czasy szkolne, kiedy prawie każda z moich koleżanek zaczytywała się w historii o Edwardzie Cullenie i Belli Swan. Pamiętam, że nawet te nieczytające na co dzień osoby sięgały po te powieść i z rumieńcami na twarzy czytały opowieść o ponadprzeciętnej miłości wampira i zwykłej dziewczyny.

Mnie te książki jakimś cudem ominęły. Nie jestem pewna, czy było to spowodowane wówczas moimi uprzedzeniami co do tak popularnych książek. Czy może nie lubiłam na tyle wampirów, żeby zaczytywać się w historie o nich. Albo czy byłam jeszcze na etapie elfów i nie w głowie mi byli krwiopijcy. Po tylu latach nie jestem w stanie powiedzieć, czemu nie uczestniczyłam w szale na punkcie „Zmierzchu” jak moje koleżanki. Czytać na pewno czytałam – robię to od najmłodszych lat, z krótkimi przerwami. Coś jednak sprawiło, że „Zmierzchu” nie tknęłam i dopiero teraz mogę powiedzieć, że czytałam zarówno książkę, jak i oglądałam film.

Historia miłosna wampira i zwykłej dziewczyny

Powracając jednakże do książek, myślę, że historii tej nie trzeba jakoś dokładniej przytaczać. Poznajemy na samym początku główna bohaterkę, Bellę Swan, która postanawia przeprowadzić się do deszczowego Forks, do swojego ojca Charliego. Bella nienawidzi z początku tego miejsca. Można by rzecz, że robi to wyłącznie dla swojej matki, którą zostawiła w gorącym Phoenix, w stanie Arizona. Bella staje się swego rodzaju atrakcją w szkole. W tak niewielkiej mieścinie jaką jest Forks nie sposób nowym osobom przejść niezauważonymi, zwłaszcza jeśli mowa o córce samego komendanta.

Nagle Bella zyskuje przyjaciół, wzbudza zainteresowanie wśród chłopców i przyciąga wzrok… pewnego, intrygującego i nieziemsko przystojnego Edwarda Cullena. Splot różnych wydarzeń doprowadza Bellę do poznania najmroczniejszych szczegółów z życia rodziny Cullenów. Jak się można domyślić,  sam Edward nie jest obojętny wobec dziewczyny. Ponad stuletni wampir zakochuje się bez pamięci w Belli, co rzecz jasna oddziałuje w dwie strony. Przepełniona niewyobrażalnie mocną miłością dziewczyna nie widzi świata poza Edwardem. Ich miłość wystawiana jest na różne próby, a sama książka jest… tak naprawdę o niczym.

„Zmierzch” recenzja podsumowanie – czy mogłabym to polecić?

Po kolejnym rozdziale kiedy musiałam słuchać wyznań miłosnych Belli i Edwarda, albo słuchać po raz kolejny nic nie wnoszących opisów przygotowanych przez dziewczynę posiłków – byłam całą tą książką już tak zmęczona, że słuchałam jej wszędzie, byle tylko ją skończyć i zrecenzować. Serio, te negatywne opinie nie są pisane z przypadku. W tej historii naprawdę nie ma akcji. Wątki dotyczą wyłącznie relacji Edwarda z Bellą. Ciągle trzeba czytać (lub słuchać) o poczuciu wielkiej straty, jeśli któreś odeszłoby od drugiego lub coś by mu się stało. Dawno się na żadnej powieści tak nie wynudziłam jak na „Zmierzchu”.

A jest to jeszcze gorsze dlatego, że w zasadzie… ja film naprawdę lubię. Nie jest to kino wybitne. Nie jest też dla mnie na tyle złe, żebym nie mogła co kilka lat do niego wracać. Ekranowi bohaterowie są dla mnie znacznie przystępniejsi, nawet jeśli zarzuca im się sztuczność w grze aktorskiej. „Zmierzch” w filmowej adaptacji jest jednak dla mnie zupełnie inną historią i nie oceniłabym go tak nisko, jak oceniam w tym momencie książkę.

Podsumowanie i ostateczna ocena

Historia miłosna Edwarda Cullena i Belli Swan nie urzekła mnie w wersji książkowej. Czy jest to spowodowane moim wiekiem i nieco bardziej pobłażliwym już spoglądaniem na takie typu historie? Czy literatura fantasy młodzieżowa nie jest już dla mnie?  Mimo że swoje nastoletnie lata mam już dawno za sobą, a gust czytelniczy nieco spoważniał, to nie mogę się nazwać czytelniczką, która sięga tylko po dojrzałe książki. Uwielbiam fantastykę i lubię czytać też coś lżejszego, nawet jeśli jest to literatura typowo dla młodzieży. Nie przeszkadzają mi wątki miłosne, ale w tej historii coś po prostu nie grało od początku. Niektóre powieści młodzieżowe znacznie lepiej poradziły sobie z wątkami miłosnymi niż „Zmierzch” (np. „Królestwo mostu”, którego recenzja również pojawi się niebawem na Wordye). „Zmierzch” Stephenie Meyer po prostu poległ już na samym etapie fabularnym. Brak jakichkolwiek zwrotów akcji skutecznie spowalnia tę powieść, tworząc z niej treści o niczym.

Do „Zmierzchu” w wersji książkowej z pewnością nigdy nie wrócę. Otrzymuje ode mnie 2/10 gwiazdek, ale tylko ze względu na film, który lubię i który oceniam znacznie wyżej. „Zmierzchu” nie mogę nazwać nawet lekkim czytadełkiem, bo osobiście się na nim okropnie zmęczyłam. A widząc to jabłko w dłoniach na okładce (które widziałam za każdym razem, włączając audiobooka), chyba przestanę być fanką tej zdrowej przekąski na długi, naprawdę długi czas.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *