Nie skłamałabym, gdybym rzekła w tym o to momencie, że brak jakichkolwiek wpisów na blogu ma spory związek z grą, która swą premierę miała w lutym tego roku. Jeśli są wśród odwiedzających osoby, które tak samo jak my, uwielbiają klimaty nordyckie. Wiecie, wikingowie, średniowiecze. A do tego są kreatywnymi duszyczkami, mogącymi godzinami siedzieć przed komputerem i budować imponujące budowle w Minecrafcie, albo urządzać domy w Simsach na równi z architektami wnętrz. To Valheim skradnie Wam serce równie szybko, jak skradło nam.
Ciężkie życie wojowniczego wikinga
Valheim to gra survivalowa w klimatach nordyckich. Wcielamy się w niej postać wikinga, którego na starcie gry sami sobie tworzymy. Wrzuceni następnie w niebezpieczny świat, bez ekwipunku, jedzenia, z małym paskiem zdrowia, przemierzamy kolejne połacie zielonych łąk w poszukiwaniu schronienia i pożywienia. Początkowo każdy szelest i najmniejszy ruch na ekranie naszego monitora wprawia w nas osłupienie. Nie wiemy bowiem, czy przypadkiem nie staniemy się ofiarą jakiegoś wygłodniałego, złego do szpiku kości dzika, który szarżując zmusza nas albo do ucieczki, albo do podjęcia z nim walki. Istnieje zawsze ryzyko, że nie podołamy temu wyzwaniu w początkowych etapach rozgrywki. Ale jest też szansa, że dzięki naszej heroiczności zimnym wieczorem, przy ognisku, zapełnimy swój brzuch soczystą, pachnącą dziczyzną, tym samym zwiększając swój komfort i pasek życia.
Gra w głównej mierze skupia się na przetrwaniu i eksploracji. Zarys fabularny generalnie stawia nas w miejscu, w którym dowiadujemy się, że po śmierci trafiliśmy do jednej z krain znanych z wikińskich wierzeń. I by móc zasłużenie wejść do Valhalii, musimy dowieść swej odwagi, pokonując wrogów Odyna, najważniejszego z nordyckich bóstw. Gra jednakże nie narzuca nam kolejności tego, co mamy robić. Swoboda to chyba najlepsze określenie Valheim. Eksploracja, zdobywanie surowców i pożywienia, rozbudowywanie bazy, dalekie wyprawy drakkarem poprzez niebezpieczne wody oceanu, walki z co rusz innymi przeciwnikami, przetrwanie – masa aktywności, którą możemy wykonywać sprawia, że nie sposób się w tej grze nudzić.
„Valheim jest brzydką grą” – czy aby na pewno?
„Valheim jest brzydką grą. Te piksele rażą mnie w oczy, nie warto na to wydawać pieniędzy. Kto tworzy taką grę w roku 2021?”. Opinii co do grafiki gry Valheim jest cała masa. Wiele jest głosów zarzucających grze zwykłą brzydotę czy też nieintuicyjny system budowania. Jeśli jednak przyjrzy się temu bliżej, to nie o grafikę się tutaj rozchodzi. Największym atutem Valheim jest gameplay, możliwości, poznawanie nowych lokacji. I wspólna zabawa w gronie znajomych.
Nie zliczę ile razy zatrzymywałam się, by popatrzeć w niebo, nad którym wyrasta drzewo znane z nordyckiej mitologii – Yggdrasil. Nie przypomnę sobie, ile razy przemierzałam kolejne biomy i zachwycałam się magią, która roztaczała się wokół mnie. Klimat każdej nowej lokacji sprawiał, że po jakimś czasie przestałam patrzeć na pikselozę w tej grze. Coraz lepsze budowle, które budowałam, sprawiały, że i budowanie, które z początku wydawało mi się bardzo drewniane (dosłownie i w przenośni), sprawiło, że z dumą zaczęłam obserwować kolejne bazy, które tworzyłam w kolejnych etapach gry.
Po pewnym czasie złapałam się na tym, że już nie zwracam uwagi na niedociągnięcia graficzne. Ba, gdyby nie ten wpis, to bym nawet o tym nie wspomniała. Valheim bowiem oczarowuje swoją różnorodnością aktywności. Budowle to efekt naszej wyobraźni, którą jedynie ogranicza fizyka gry (która zresztą jest świetnym aspektem gry, nie możemy bowiem bezmyślnie stawiać ściany na ścianie, dachu na dachu bez podpórki, bo zwyczajnie nam się to na głowę zawali).
Rzemieślnictwo i progres wikinga
Valheim posiada bardzo satysfacjonujący proces progresu naszego wikinga. Zaczynając z drewnianą pałką w jakichś brudnych łachmanach, nasza postać z czasem, gdy eksploruje, zaczyna odkrywać coraz nowsze surowce. Tym samym zdobywając je, w zakładkach z rzemieślnictwem, tak to nazwijmy, pojawiają się kolejne nowe przedmioty do wytworzenia. Istnieje też tutaj proces ulepszania naszego warsztatu i kuźni. Każdy kolejny poziom daje nowe możliwości ulepszania broni i pancerza na wyższe poziomy. Levelowanie warsztatu jednak nie jest takie oczywiste. Pamiętam, że ulepszenie go na szósty czy tam siódmy poziom nie był dla nas wcale taki łatwy.
Każdy nowy biom to nowe rzeczy i surowce do odkrycia. Należy jednak pamiętać, że świat Valheim mimo że generuje się dla każdego osobno (nie ma dwóch identycznych map, podobnie jak np w Minecrafcie mamy losowe seedy), to jest on tak skonstruowany, że każdy kolejny biom jest zaprojektowany linijnie. Dlatego aby wybrać się w mroźne góry, należy zastanowić się, czy aby na pewno nie powinniśmy pierw odwiedzić bagien. Fabuła gry bowiem, po zabiciu bossa, kieruje nas w kolejne nowe biomy sama.
Świetne w tej grze jest jednak to, że poprzednie biomy, które, no nie oszukujmy się, z czasem czym lepszy ekwipunek mamy stają się dla nas mało groźne, są jednakże dalej istotne w rozgrywce. Dlaczego? Na przykład taki Czarny Las, który jest na początku gry takim następstwem po spokojnym biomie Łąk, posiada surowce, materiały (w tym przypadku rośliny), które są nam potem potrzebne do produkcji np. mikstur lub niektórych potraw. Dlatego mimo że być może jesteśmy już silni i zwiedzamy kolejne biomy, może się okazać, że do Czarnego Lasu dalej raz na jakiś czas będziemy zaglądać. Właśnie po to, by zdobywać, w tym przypadku, oset, który jest nam potrzebny właśnie do mikstur. Osobiście bardzo mi się to podoba, bo dzięki temu żaden biom nie jest po czasie zapomniany.
Wielki świat, eksploracja i odkrywanie gry samemu
Zabawa w Valheim tak naprawdę zaczyna się, kiedy powoli zaczynamy rozumieć, jak to wszystko mniej więcej działa. Przemierzamy kolejne wzniesienia, góry, docierając do nowych biomów, które okazują się z początku zbyt trudne dla naszego dzielnego wikinga. To sprawia, że z całych sił szukamy rozwiązań. Chcemy wiedzieć, co zrobić, by przeżyć w Czarnym Lesie. Jak odkryć nowe receptury na nowe przedmioty. Jak zacząć ulepszać swoją postać, by stać się silnym, szanowanym wikingiem. Prawdziwą frajdę jednak przeżywa się tylko wtedy, kiedy nie zostajemy skuszeni zajrzeniem na wszelakie poradniki o grze Valheim. Tylko sami próbujemy dojść do tego, jak cos zrobić.
Przyznaję szczerze, że z początku miałam wielką ochotę poznać parę informacji, które ułatwiłyby nam rozgrywkę. Moje kochanie jednak stanowczo mi tego zabroniło i mogę mu tylko za to dziękować. Nie odczuwałabym bowiem takiej samej satysfakcji, gdybym wszystko wyczytała w Internecie. A przez moje niewiedzę przemierzałam krainę Valheim z ogromną ciekawością. A każdy nowy odkryty przedmiot czy surowiec sprawiał, że czułam ogromną satysfakcję, że coś odkryłam przypadkiem, zupełnie sama, bez pomocy. Takie niespojlerowanie sobie artykułami poradnikowymi sprawia, że samemu jesteśmy zmuszeni ustalić sobie priorytety, co powinniśmy obecnie zrobić. Czy jest to czas na kolejnego bossa? Czy jesteśmy wystarczająco silni, by odwiedzić nowy biom? Ale czy na pewno mamy wystarczająco jedzenia? Czy istnieją jakieś mikstury, które pomogą nam przetrwać atak glutowatych, skocznych plumpów na mrocznych, niespokojnych bagnach?
Nie zadawalibyśmy sobie tych pytań, gdybyśmy wszystko przeczytali w Internecie. Gdybyśmy szukali odpowiedzi, gdzie znaleźć nowy surowiec, który przetopimy i dzięki temu stworzymy nową zbroję. Gdybyśmy chcieli wiedzieć od razu, czy dana rzecz ma jakieś inne zastosowanie, czy jest tylko zbędnym przedmiotem.
Valheim to świetna gra do kooperacji
Czasami miewamy takie chwile z moim kochanym, że zmęczeni rywalizacją w grach competetive (Valorant, League of Legends itd.), mamy ochotę przysiąść nad czymś spokojnym, relaksującym. Kiedyś bardzo mocno szukaliśmy ciekawej gry MMORPG. I w sumie na chwilę nawet daliśmy się ponieść ekscytacji grą Black Desert Online (o której rangovsky zresztą pisał na Wordye). Jednak po osiągnięciu levelu, który był takim progiem w grze, zaczęliśmy dostrzegać, że progres w BDO jest bardzo powolny i mało satysfakcjonujący. OD 57 lvla poziom otrzymywanego doświadczenia bardzo drastycznie spadł. Dochodziło do sytuacji takich, że mając ten 60 lvl, tylko 1 % poziomu wbijaliśmy ponad godzinę. Brak progresu dosyć mocno zaczął przejawiać się także w ekwipunku. Ulepszenie na trzeci i czwarty tier broni stawał się bowiem arcytrudny i kosztowny. A piąty przejawiał się jako coś niemożliwego do zrealizowania.
Odeszliśmy więc na chwilę od MMORPG. Była jeszcze krótka przygoda z The Elder Scrolls Online, ale w ostateczności nie znaleźliśmy gry dla siebie. Pozostały gry competeive, które uwielbiamy, ale mamy momenty, że nas zwyczajnie meczą. Tak było też ostatnimi czasy. Aż nagle wyszło Valheim. A my oczarowani i zafascynowani klimatem wpasowujących się w nasze upodobania, zostaliśmy wikingami. I zabawy przy tej produkcji mamy co nie miara. Gdybym miała szczerze polecać gry, w które można pograć ze znajomymi lub ukochanym, Valheim obecnie byłby na pierwszym miejscu. Ta gra jest wręcz stworzona do kooperacji i wikingowania na bardzo długie, naprawdę długie godziny.