Cykl Demoniczny, autorstwa Petera V.Bretta, którego „Malowany Człowiek” jest początkiem historii, należy do ulubionych cyklów fantasy rangovsky’ego. Nie mogłam zatem przejść obok tych książek obojętnie. Po zachęcającym opisie i zapewnieniach lubego stwierdziłam, że to może być coś, co mi się rzeczywiście spodoba. W końcu historia o zdziesiątkowanej ludzkości przeklinającej noc i pojawiające się wtenczas bestie brzmi intrygująco, nieprawdaż?
Recenzja książki odnosi się do obu części poszczególnych tomów serii.
Malowany Człowiek – o fabule słów kilka
Otchłańce – krwiożercze rozszalałe bestie wychodzące wraz z zachodem słońca spod powierzchni ziemi, na dobre przyporządkowały sobie ludność Thesy. Każda czynność wykonywana pośpiesznie, przed zapadnięciem ciemności, rzuca ponury obraz świata zawładniętego przez paskudne pomioty. Ludzie żyją w zamknięciu, starając się nie wychylać nosa poza swoje wioski. Bo ten, kto po zmroku wyjdzie na zewnątrz, już nie powróci. Nieśmiertelne bestie tylko łypią na nieuważnych, którzy zapomnieli przed zachodem słońca powrócić do swych domostw chronionych przez runy.
Świat powieści przedstawiony przez Petera V. Bretta to obraz miejsca okrutnie zniszczonego nie tylko za sprawą Otchłańców. Ludzka chciwość i egocentryzm najwyższych rangą obywateli doprowadza z powolna do upadku mniejszych osad. Wszystkie Wolne Miasta i otaczające je pomniejsze wioski są od siebie zależne. Surowce jednej osady zaopatrują drugą, lecz handel nie jest tu tak prosty, jakby się mogło wydawać. Paniczny strach przed podróżami w odległe zakątki tylko wzmacnia uczucie osamotnienia i zamknięcia. Dalekie wyprawy w końcu oznaczają spędzenie nocy na traktach, w otoczeniu demonów. Nawet przenośny krąg run nie jest w stanie uspokoić ludzkich serc w obliczu paskudnej plagi, nacierającej każdej nocy na podróżnych.
W tym okrutnym świecie na przód wyłania się nam trójka bohaterów. Arlen, jedenastoletni chłopiec uważający, że ludzki strach jest gorszy niż Otchłańce. Leesha, trzynastoletnia nowicjuszka u starej zielarki. I Rojer, trzylatek, któremu jedna noc odebrała i zmieniła wszystko.
Świat przedstawiony, dialogi, bohaterowie – dlaczego niektórzy tak krytycznie to oceniają?
„Malowany człowiek” zbiera różne opinie. Sporo jest recenzji negatywnych, zarzucających książce zbytnią infantylność bohaterów, słabo rozbudowany świat, sztuczne dialogi. I o ile mogę się w niektórych kwestiach zgodzić, to nie do końca podzielam wszystkie zarzuty. A nawet mam na niektóre odpowiedzi.
Bohaterowie
Otóż jeśli chodzi o infantylność bohaterów, z tym ciężko jest mi się zgodzić. Z początku bowiem poznajemy Arlena, Leeshę i Rojera jako dzieciaki. Dlatego też dziecinne są ich zachowania i myślenie. Małostkowe problemy, które być może dorosłym wydają się błahe, dla dzieciaków są niezwykle istotne. Oni dopiero wkraczają w ten świat, jednakże świat ten od małego nie szczędzi im dorosłych problemów. Wraz z kolejnymi rozdziałami jesteśmy świadkami dojrzewania głównych postaci. Przemierzając z nimi okrutny świat podporządkowany nocnym potworom, dostrzegamy ich wewnętrzne przemiany. Niektóre następują gwałtownie, inne stopniowo. Początkowa infantylność bohaterów nagle nie ma tak wielkiego znaczenia. Dorosłe życie bowiem stawia jasny warunek — aby przetrwać, musisz być silny.
Świat przedstawiony
Zarzut słabo rozbudowanego świata poniekąd jest słuszny. Brak tu głębszych opisów, informacje o wioskach, kulturze wydają się szczątkowe. W książce nie znajdziemy jakiegoś dokładniejszego wyjaśnienia, dlaczego te Otchłańce tutaj są, skąd się wzięły. Nie zaszczycono nas również informacjami o istniejącej w świecie magii, która objawia się, chociażby za sprawą run. Jest to jednak część pierwsza całego cyklu, który w sumie obejmuje aż siedem długaśnych książek.
Nie można zatem oczekiwać, że wszystko zostanie wytłumaczone od razu. Owszem, mógłby być jakiś zarys, jakieś wątki co poniekąd nakreślające, skąd się wzięły Otchłańce. Z drugiej strony w „Drodze Królów” o Świetlistych Rycerzach również za wiele nie wiemy. A mimo to niecierpliwie (przynajmniej ja) oczekuję, kiedy jakiś rąbek tajemnicy zostanie mi uszczknięty. Autor wzbudził we mnie ciekawość i wierzę, że zostanie ona zaspokojona w kolejnych tomach. U Petera V. Bretta wydaje się, że tego brakuje.
Dialogi
Napomknę jeszcze tylko o dialogach w Cyklu Demonicznym, bo wiele głosów zarzucało im sztuczność. Nie zaskoczę was, jeśli powiem, że ja tak nie uważam. Z początku odniosłam wrażenie, że tych dialogów jest trochę za dużo. Z drugiej strony, kiedy przychodziło mi do czytania fragmentów, w których uczestniczyła, chociażby zielarka Bruna, którą uwielbiam za jej cięty język, tak wtedy przywykłam. Nawet często emanujące seksem teksty i podtekściki przestały mi przeszkadzać. W wielu momentach się głośno zaśmiałam i nigdy nie odczułam, by dialogi były sztuczne. Cykl Demoniczny należy jednak dalej traktować jako debiut pisarski Petera V.Bretta.
Podsumowanie i ostateczna ocena
Od pierwszych kilkunastu stron wiedziałam, że Cykl Demoniczny to jest coś, co całkowicie wpasowuje się w moje gusta czytelnicze. Odkąd tylko pamiętam i odkąd zaczęłam czytać fantastykę, tak zawsze lubiłam się w takich klimatach. Otchłańce, gildie, starożytne runy, zielarki, magia, świat kreowany na takie średniowiecze – zawsze mi się to podobało. Wierzę, że jest wiele osób, którym również takie tematy pasują. Na pewno wielu poczuje sympatię do tego cyklu. Ja po przeczytaniu pierwszego tomu, mam ochotę już zaraz sięgnąć po kolejne. Polubiłam tych bohaterów, na pewno będę śledzić ich losy. Zwłaszcza że rangovsky zapewnia, że kolejne tomy Cyklu Demonicznego są jeszcze lepsze.
„Malowany człowiek” otrzymuje ode mnie siedem na dziesięć gwiazdek. Nie jest to powieść wymagająca, przy której trzeba się mocno skupić, by wyczaić wszelkie smaczki. Zajrzyjcie, spróbujcie. Tylko pamiętajcie, by po zmroku schować się za bezpieczną barierą runiczną. Bo nigdy nie wiadomo, kiedy jakichś Otchłaniec będzie miał na was smaka!