Rowerowy Poniedziałek Wielkanocny Wordye
Luźny wpis

Akcja złap oddech – luźna rowerowa przejażdżka

Czasem trzeba złapać oddech, każdy z nas doskonale to rozumie. W szczególności w świecie jaki teraz mamy. Nie odkrywam Ameryki stwierdzając, że wszyscy nieustannie gdzieś pędzą. Praca, pieniądz, rozwijanie własnej kariery i takie tam. Nieistotne. Ważne jest, by raz na jakiś czas własnie i tu powtórzenie złapać ten przysłowiowy oddech. Ostatnio właśnie czuje, że zbytnio gonię. Osiem godzin pracy, kursy po niej i wracam praktycznie po 12 godzinach zmęczony do domu, często gęsto nie rozmawiając ze swoją ukochaną drugą połówką, która pracuje w trybie zmianowym. Czasami bywa tak, że nawet nie ma czasu zbytnio porozmawiać, tulić się, czy robić rzeczy, które normalnie robi się w związku. Jednym słowem ciężko jest, ale walczymy i nie poddajemy się. I o to proszę w momencie, gdy już człowiek chce zwątpić przychodzą święta. Na szczęście w czasie ich trwania w naszym kraju nad Wisłą jest wolne. Voilà, zaciągnęliśmy nieco bardziej głęboki wdech.

Pedałuj ku zbawieniu. Oczywiście rowerem 😉 PDK

Może ktoś przeczytał stronę – O nas w Wordye, to gdzieś tam w teorii, rzadziej w praktyce jestem zapalonym bicyklowcem. Niestety ze względu na pracę i inne obowiązki mocno zaniedbałem to hobby (ale wymówkę se znalazł). Czasem jednak uda się skoczyć na rundkę. Cholernie zadowolony jestem, że udało mi się namówić moją Girlfriend i zakupiliśmy dla niej rowerek. Możecie mówić co chcecie, ale jazda we dwójkę to tak przynajmniej z dziesięć razy większa frajda, aniżeli solo. Tak więc znaleźliśmy w szafce stare dresy, które nie wiedzieć czemu tak rzadko ubieramy, a szkoda bo są mega wygodne i ruszyliśmy ku nieznanemu. Plan był następujący. Przejechać paręnaście kilometrów i wrócić w miarę bezwypadkowo. Ktoś się zaśmieje, lecz siedząc przy biurku po 8 godzin dziennie nie uprawiając na co dzień żadnego sportu, jakakolwiek aktywność fizyczna może sprawiać problemy. Na szczęście udało się, co prawda z lekką niespodzianką, ale o tym dowiecie się później.

Pierwsze koty (km) za płoty w tym sezonie

Wiem, wiem. Już dawno jest ciepło i już dawno pogoda sprzyja przeróżnym przechadzkom. Jednak zwlekałem z tym ze względu na Lulę, chciałem byśmy tej wiosny razem rozpoczęli przygodę. Pech chciał, że zakupiony rower doszedł do bardzo późno, prawie po miesiącu od złożenia zamówienia w rodzimym serwisie allegro. Po licznych telefonach, dyskusji i interwencji pracowników tegoż portalu w końcu sprzedawca wywiązał się z umowy zawartej na odległość i doręczył przesyłkę. Uwierzcie mi, chociaż jestem osobą z reguły wyrozumiałą, mocno chciałem poczęstować go negatywem. Otwierając paczuszkę jednak znaleźliśmy kilka gadżetów, które powiedzmy w jakimś stopniu zrekompensowały okres oczekiwania. Rowerek skręcony, wszystko gotowe czas ruszać w drogę. Dopisująca pogoda napawała optymizmem, że podróż będzie udana. Z niewielką prędkością pokonywaliśmy pierwsze kilometry śmiejąc się do siebie oraz co chwila słysząc pytanie „Co?”. No dobra, idealnie nie było. Wiatr nieco utrudniał komunikację, ale co tam ;).

Punkt kulminacyjny „Akcji oddech”

Łapiąć oddech podziwialiśmy poletka, gdzie trawa nabrała już naprawdę przyjemnego zielonego koloru. Przemykaliśmy poprzez most, gdzie rzeczka płynęła sobie wartkim strumieniem. Omijaliśmy malutkie dzieci, które wraz z rodzicami korzystali z pięknego dnia Poniedziałku Wielkanocnego spacerując pośród wiejskich uliczek. Jednakże, jako iż była to nasza pierwsza wyprawa po bardzo długiej przerwie sił nie starczyło na zbyt długą trasę i postanowiliśmy wracać. Oczywiście niepisane przysłowie rowerzysty mówi o tym, by nigdy nie wracać tą samą drogą do domu. Znaleźliśmy, więc objazd, a kawałek dalej zatrzymaliśmy się przy jeziorku w celu zaczerpnięcia sił na dalszą drogę powrotną.

Postój przy jeziorku Wordye
Postój przy jeziorku Wordye

Zapiąwszy rowery spacerkiem podeszliśmy do jednej z ławek by podziwiać uroki tegoż ośrodka wypoczynkowego. Uwierzcie mi, nie było to nic specjalnego. Małe jezioro, kilka altan oraz ławeczek. Jednak wystarczyło. Wystarczyło by złapać raz jeszcze powtórzę ten przysłowiowy oddech. Usiedliśmy na jednej z ławeczek, rozmawialiśmy i zrobiliśmy sobie nawet kilka tragicznych selfie. Jednak najistotniejszy był ten wspólnie spędzony czas

Wszystko co dobre, niestety szybko się kończy

Szczere przysłowie, aż to bólu, ale nie tak prędko. Po drodze zahaczyliśmy jeszcze o lokalną lodziarnię. Na szczęście NFC w telefonie pozwoliło wybrać parę złotych w bankomacie obok i zakupić kilka gałek. Chwilowy postój w parku przeznaczony na konsumpcję i droga ku naszemu mieszkanku. No i tak zleciało nieco ponad 3 godzinki z tego poniedziałku, ale jakże ważne. Pozwoliło uświadomić mi to na nowo, jak istotne są takie zwykłe wypady w moim życiu. Takie oderwanie się od codziennych obowiązków i zmartwień. Każdy z nas ma przecież dosłownie tego samego typu przemyślenia, jednak czasami brakuje reakcji ku zrobieniu akcji. Trudno nie polecić takiej formy zabawy. Co do niemiłej niespodzianki, to w nowym rowerze, po pierwszej przejażdżce, parę metrów od domu, Lula złapała gumę 😀 hahaha. Koniec śmiechów, bo ja to będę musiał naprawiać 🙁

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *