Valorant, początkowo noszący nazwę Project A, wdarł się na rynek gier komputerowych szturmem, podbijając serca wielu graczy starych, dobrych fpsów. W szeregi dzielnych, wojowniczych graczy nowej produkcji Riotu wstąpili jednak nie tylko gracze strzelanek, ale również dało się słyszeć o weteranach Fornite’a, PUBG-a, fanów gier takich jak Overwatch od Blizzarda czy Paladins studia Hi-Rez. Zainteresowanie grą przejawili również wyjadacze League of Legends, gry wspomnianego wyżej studia odpowiedzialnego za produkcję Valoranta.
Valorant oficjalną swą premię miał 2 czerwca 2020 roku. Jednakże już od kwietnia ruszyły zamknięte testy beta. Dostęp można było uzyskać poprzez oglądanie popularnych streamerów, u których na streamach odbywało się losowanie kluczy. Valorant tym samym już od samego początku zebrał sporą część graczy, chcących przetestować grę na własnej skórze. My szczerze mówiąc, nie interesowaliśmy się w tym czasie Valorantem. Jednakże zaraz po premierze, na naszych dyskach znalazło się miejsce na tego nowego fpsa. I wiecie co? Valorant pochłonął nas bez reszty i dla nas stał się realnie groźną konkurencją CS:GO, którego graczami również swego czasu byliśmy. A jeśli wy nadal zastanawiacie się, czy Valorant zagrozi CS:GO, to przeczytajcie poniższy tekst, a może w wielu kwestiach się ze sobą zgodzimy.
Podobieństwa Valoranta i CS:GO
Mogłoby się wydawać, że Valorant i CS:GO są bardzo do siebie podobne. Obie te gry w końcu są strzelankami zrzeszającymi graczy w dwóch drużynach 5 na 5, które rozgrywają mecze podzielone na rundy. W Valorancie tak samo jak w CS:GO liczy się współpraca drużyny, taktyki, umiejętności indywidualne każdego gracza, czy też ekonomia. Ważnym aspektem jest odpowiednie prowadzenie budżetu swojej drużyny, tj. nie zawsze jesteśmy w stanie zagrać z pełnym wyposażeniem. W obu grach liczy się umiejętność podejmowania dobrych decyzji, zaważających o tym, czy wygramy daną rundę czy nie. Często zdarza się, ze jesteśmy zmuszeni zagrać bardziej defensywnie. A czasami bywa, że agresja i nękanie przeciwnika jest jedynym kluczem do wygrania istotnych rund. Podejmowanie ryzyka zatem jest w obu grach kluczowe. Ale należy też umieć uspokoić grę, wiedzieć, kiedy należy to uczynić, by zyskać jak najwięcej.
Współpraca między graczami w dwóch drużynach w obu grach odbywa się tak samo. Bez współpracy z sojusznikami istnieje bardzo mała szansa, że wygrasz (no chyba, że jesteś wybitnie dobrym graczem). Umiejętności indywidualne to również coś, co w obu grach decyduje o pozycji graczy w rankingach. Tak, obie gry posiadają system rankingowy, działający jednak na nieco innych zasadach, o których opowiemy sobie później.
Do podobieństw między Valorantem a CS:GO możemy również zaliczyć podobny sposób strzelania i zbliżony recoil broni. Wiadomo, że nie jest to odwzorowanie 1 do 1, lecz gracze gry od firmy Valve na pewno dostrzegą podobieństwa. Ci, którzy są starymi wyjadaczami i pamiętają jeszcze czasy CS’a 1.6, mogą stwierdzić (jak rangovsky), że Valorantowi bliżej w strzelaniu do właśnie tej kultowej gry niżeli do Global Offensive.
Jak widać Valorant i CS:GO łączy wiele podobieństw. Jednakże to nie podobieństwa sprawiły, że polubiliśmy Valoranta tak bardzo. Skupmy się na najważniejszych różnicach, które naszym zdaniem sprawiają że sądzimy, iż Valorant poradził sobie w niektórych kwestiach dużo lepiej niż Counter Strike: Global Offensive.
Agenci, czyli największa różnica między Valorantem a CS:GO
Pierwszą i najbardziej zauważalną różnicą między Valorantem a CS:GO to postaci, zwane inaczej agentami. W Valorancie na chwilę obecną występuje 12 bohaterów o różnych umiejętnościach. Każda z postaci posiada w sumie cztery skille – dwa skille do kupienia w sklepie, jeden darmowy odnawiający się po jakimś czasie lub po zabiciu dwóch przeciwników, i jeden skill ultimate, który można zdobywać poprzez zabójstwa, rozbrajanie i podkładanie Spike’a lub zbieranie specjalnych kul na mapie. Każdy agent ma swoją rolę. W Valorancie istnieją podziały na klasy: strażnik, inicjator, kontroler i szturmowiec. Każda z klas specjalizuje się w czym innym.
Tym samym przykładowo szturmowiec to postać, która stara się wchodzić wszędzie pierwsza. To tak zwany entry-frager posiadający umiejętności, które mają mu pomóc w łatwiejszym unicestwianiu przeciwników. Takimi postaciami są np. Raze, posiadająca bardzo silne granaty, robota szukającego wrogów czy potężny rakietowe ultimate. Innym szturmowcem jest Reyna, która po zabiciu wroga może się uleczyć. Posiada również flesha, a na ulcie jest w stanie zniknąć i przemieścić się w zupełnie innym kierunku. Byle tylko zmylić przeciwnika.
Strażnik to postać wspierająca, taką postacią jest np. Sage – chińska uzdrowicielka. Agent ten posiada umiejętności wspierające swoją drużynę – tj. przykładowo leczenie i wskrzeszenie, będące jej ultem. Sage to postać obowiązkowa w każdej drużynie (edit: już niekoniecznie, dostała sporego nerfa, choć nadal jest grana). Dzięki niej bowiem możemy całkowicie zmienić przebieg danej rundy. Agent ten będzie wspierał nas swoim leczeniem, a nawet może przywrócić nas do rundy, w której zginęliśmy. Będziemy wówczas mogli znowu zmierzyć się z przeciwnikami i tym samym starać się doprowadzić naszą drużynę do wygranej rundy.
Kontrolerzy to postacie potrafiące w łatwy sposób kontrolować dane obszary przy użyciu np. granatów dymnych, tzw. smoke. Mogą w łatwy sposób ograniczyć przeciwnikom widoczność lub wykurzyć przeciwnika z jakiejś pozycji, paląc go molotovem lub oślepiając go (Brimstone lub Omen).
Ostatnią na chwilę obecną klasą są inicjatorzy. To agenci, którzy mogą sprawdzać dane obszary, rozświetlając je np. strzałą (Sova). Mogą też pomagać drużynie w przeprowadzaniu szybkich, mocnych wejść za pomocą błysku lub oszołomienia przeciwnika (Breach).
Jak widać, Valorant w głównej mierze tym różni się od CS:GO. Każda postać w inny sposób pomaga drużynie. Jednakże nie tylko wybór odpowiednich agentów i wyskillowanie ich umiejętności to jedyna droga do sukcesu. Bez umiejętności precyzyjnego strzelania i refleksu na niewiele zdadzą się nasze postacie. Trzeba pamiętać, że Valorant to głównie strzelanie. Bez tego ani rusz.
Valorant czy CS:GO – który system rankingowy jest lepszy?
W obu grach mamy do czynienia z podziałem graczy według rankingów. Gracze po rozegraniu odpowiedniej liczby meczy rankingowych, są przydzielani do którejś z rang. W obu grach istnieją podziały na poziomy, dlatego przykładowo w Valorancie, otrzymawszy rangę Gold, dostajemy również jej poziom- pierwszy, drugi, trzeci, co oczywiście oznacza rangę Gold I, Gold II, Gold III. Tak właśnie przebiega podział, począwszy od rangi Iron, Bronze, Silver, Gold, Platinum, Diamond, Immortal i kończąc na ostatniej randze Radiant, która nie posiada poziomów jak pozostałe.
W CS:GO sprawa ma się podobnie w rangach Silver (6 poziomów), Gold (4 poziomy), Master Guardian (3 poziomy), Legendary Eagle (2 poziomy), Supreme i Global Elite.
Obie gry zatem posiadają gry rankingowe, w których gracze z różnymi umiejętnościami mogą mierzyć się przeciwko sobie.
Ale chcielibyśmy wspomnieć o pewnej różnicy, która naszym zdaniem sprawia, że Valorant poradził sobie w tej kwestii nieco lepiej niż CS:GO. Obecnie aby awansować w CSie, musimy wygrywać. Nieważne jakie statystyki będziemy mieli, czy jak wysoko zwyciężymy (chociaż na pewno istnieje ukryte elo, które decyduje o tym, czy dany gracz awansuje szybciej czy wolniej). Zdarza się jednak tak, że możemy zagrać parę meczy, w których spisywaliśmy się naprawdę świetnie. Mimo to istnieje duża szansa, że trafimy na słabych graczy w naszej drużynie lub tzw. trolli, którzy specjalnie uprzykrzają nam grę i chcą doprowadzić do przegranej. Na to nie mamy wpływy, lecz po kilku przegranych automatycznie spadniemy niżej, mimo że być może robiliśmy co mogliśmy.
Nie twierdzimy, że w Valorancie słabych graczy i trolli nie ma. Jest ich cała masa i z tym również nie da się nic zrobić. Trzeba być wyrozumiałym, że ktoś np. dopiero zaczyna, albo nigdy wcześniej nie miał styczności ze strzelankami. Albo zwyczajnie ma gorszy dzień lub po prostu, nie ogarnia. Ale co się dzieje, jeśli rzeczywiście trafimy na takich ludzi w naszej drużynie? Gramy swój mecz życia, świetnie nam idzie, mamy wybitne statystyki. Mimo to przegrywamy. Czy spadamy po kilku przegranych tak jak w CS:GO? Właśnie niekoniecznie.
Valorant docenia graczy, którzy się starają. W Valorancie bardziej liczą się twoje statystyki, liczba rund, które ugrasz (dlatego nie ma sensu się poddawać), czy jak wspierasz drużynę (np. ile razy użyłeś swojego ulta). Po przegranej, owszem, twoja pozycja w rankingu nieco się obniża. Ale Valorant patrząc na twoje statystyki, stwierdza, czy rzeczywiście na spadek zasługujesz. Ranga może obniżyć się o 1 stopień, o 2 stopnie, o 3 stopnie, ale nie spadnie, lub może być na równi, czyli że nie tracisz nic. A czasami, i jestem tutaj idealnym przykładem, mimo przegranego meczu możesz nawet awansować! To wydaje się bardziej sprawiedliwe niż spadanie z rangi w CS:GO, mimo świetnych meczów. Dlatego w Valorancie warto starać się, by jak najwięcej ugrać.
Jak Valorant rozwiązał problem kupowania broni i komend?
To może wydać się dziwne, lecz kiedy zaczęłam grać w Valoranta i pewnego dnia miałam ochotę powrócić na chwilę to CS’a, to czułam się nieswojo. Dopiero rozegrawszy mecz w CS’ie po wielu sesjach w Valoranta, dostrzegłam, jak głupie mechaniki gra od Valve posiada.
Pierwszym problemem, który rzucił mi się w oczy, to sposób kupowania broni. Kiedy przez przypadek w CS:GO kupiłam nie to, co trzeba, okazało się, że nie mogę tego odsprzedać! Wydało mi się niesamowicie irytujące, bo często zdarza się, że nie dogadamy się z sojusznikami, czy gramy rundę eco, czy może fulla. Kiedy okazuje się, że jednak powinniśmy zagrać eco, a ktoś w roztargnieniu kupi pełen ekwipunek – nie może go wówczas zwrócić!
W Valorancie natomiast jest taka możliwość. Załóżmy że z rozpędu kupiłeś wyposażenie, chociaż powinno być eco. Nic nie stoi na przeszkodzie, byś to odsprzedał lub byś kupił swojemu sojusznikowi, który jest na drugim bsie broń (oczywiście przed startem rundy). Nie trzeba specjalnie wracać się na respa i tracić cenny czas jak to się odbywa w CS:GO. W Valorancie twój sojusznik (lub ty sam), możesz poprosić o kupno broni. Druga osoba natomiast jest w stanie ci tę broń kupić, nawet jeśli zajęliście już swoje pozycje.
Świetnym rozwiązaniem jest też informowanie sojuszników o tym, gdzie przeciwnik jest za pomocą komendy. Patrząc w jakiejś miejsce, twoja postać może poinformować np, że „tutaj” jest wróg albo „tutaj jest spike”. Oczywiście, że używając czatu głosowego, przekażemy precyzyjniejsze info. Ale w ferworze walki takie komendy to spore ułatwienie i świetnie rozwiązanie. Tego również brakuje mi w CS:GO. I tak, wiem, w Csie też są komendy. Ale serio, ktoś z was ich używa?
Mnóstwo możliwości i wiele kompozycji drużyn
Być może tego aspektu nie powinno się do siebie porównywać, jako że dwie gry mimo swych podobieństw, różnią się w głównej mierze możliwościami. W CS:GO liczy się twój skill i taktyki. W Valorancie wraz z wypuszczaniem nowych agentów, taktyki na pewno będą się zmieniać. Dalej będzie ważne, jak nie najważniejsze strzelanie, jednak nowe umiejętności agentów na pewno zmienią grę. Każda gra dzięki temu może wyglądać zupełnie inaczej. I pewnie usłyszę zaraz, że przecież w CS:GO też każda gra jest inna, bo na róznych ludzi trafiamy. Owszem, jednakże w Valorancie dzięki agentom otwiera się mnóstwo możliwości podejścia do tej gry. Dzięki różnorodności postaci jest wiele kompozycji drużyn. I to naszym zdaniem jest świetne, bo gra dzięki temu będzie stale ciekawa. Przynajmniej dla nas, a dla was?
A jeśli jeszcze nie spróbowaliście gry w Valoranta, koniecznie powinniście. Rangovsky po rozegraniu pierwszych meczów samotnie stwierdził, że on nie będzie w to *cenzura* grał. Jednakże kiedy zaczęliśmy grać razem, wciągnęło go na dobre i powiedział, że już dawno nie czuł takiej radości z gry. Czuł się tak, jak zaczynał po raz pierwszy grać w CS’a 1.6, gdzie stawiał pierwsze kroki w strzelankach. Były to zdecydowanie miłe wspomnienia.
Jeśli zatem jesteście fanami strzelanek nastawionych na rywalizacje, spróbujcie, a nuż Valorant spodoba wam się tak samo mocno jak nam. Nie przejmujcie się jednak, jeśli nie będzie wam szło. W końcu to tylko gra, a gry mają przecież cieszyć, prawda?