Książka a kindle Wordye
O tym i o tamtym

Kindle – elektroniczny czytnik kontra tradycyjna książka

Niby książka, ale jednak Kindle. Należę do tego pokolenia, które podczas procesu edukacji kształcone jeszcze było w tradycyjny sposób. Mianowicie na długo przed tematem Wordye, gdy składałem swoje pierwsze litery oraz zaczynałem czytać miałem żywy kontakt z papierem. Dawniej masa włóknista była nieodzownym elementem i narzędziem, które służyło do nauki czytania oraz pisania. Obecnie już jednak niekoniecznie. Przynajmniej nie jeśli mamy na myśli format konsumpcji treści. Zadajmy sobie w duchu proste pytanie. Jak często sięgamy w dzisiejszych czasach po gazetę, ulotkę reklamową czy też tradycyjną książkę?

Co lepsze, treść drukowana kontra treść wyświetlana na Kindle?

Raczej trudno sobie wyobrazić świat bez papieru. Dopóki umiejętność pisania ręcznego, będzie wymagana w cywilizowanym świecie, dopóty papier będzie istniał. Jest on stosunkowo tani w produkcji i pozwala dzieciom rozwijać przede wszystkim swoje zdolności manualne.
Co się stanie w przypadku gdy podpisy i dokumenty cyfrowe zastąpią go na dobre? Jak się ma to do w relacji do konsumpcji treści? Zastosowanie papieru do nauki pisania ma głęboki i ekonomiczny sens, aczkolwiek w przypadku nauki czytania nie jest on już niezastąpiony.

Porównanie czcionek w książce i Kindle
Porównanie czcionek w książce i Kindle

Wyobraźmy sobie sytuację, w której dzieciaki zamiast dźwigać ciężkie tornistry wypchane po brzegi książkami, zabierają lekki półtorakilogramowy czytnik elektroniczny. Na tego typu urządzeniu w zależności od lekcji wyświetlałaby się istotna dla ucznia treść. Już od dawna w większości polskich uczelni, można na niektórych przedmiotach korzystać z przyniesionego ze sobą laptopa czy tabletu. Tak więc nawiązując do mojego poprzedniego pytania, jak często sięgamy po tradycyjną formę przekazu treści? Nie będę trzymał dłużej w napięciu i odpowiem jednym słowem – często. I to się raczej jeszcze szybko nie zmieni, aczkolwiek poczekajmy…

Czytniki typu Kindle to nasza przyszłość

Książki w formie drukowanej istnieją od wieków i jeszcze bardzo długo tak pozostanie. Przynajmniej mam szczerą nadzieję, że taki trend właśnie się utrzyma. Możliwe jednak, że ich rola zarówno w kształceniu nowych pokoleń, jak i przemyśle wydawniczym już niebawem mocno się skurczy. Być może jeszcze nie za 5-10 lat, lecz w perspektywie 30-50 już jak najbardziej takie zjawisko może mieć miejsce. Wszystko za sprawą czytników elektronicznych. Urządzenia te chociaż mają już mocno ugruntowaną pozycję na rynku, to w dalszym ciągu posiadają zagorzałych zwolenników jak i przeciwników. Jako fan wszelkich nowinek technologicznych, dla mnie pomimo moich pokoleniowych przyzwyczajeń sięgnięcie po Kindla nie stanowiło żadnego problemu. Rozumiem jednak, że niektórzy obwąchiwacze okładek nie są w stanie pojąć fenomenu i dobrodziejstwa jakie Kindle ze sobą niesie. Czyli tego jak bardzo tak mała 6 calowa rzecz może ułatwić i uatrakcyjnić codzienny kontakt z ulubioną lekturą.

Wąchaj okładkę lub…

Chciałoby się rzec, że jakie czasy, takie wybory. Książkocholicy lubują się wpatrywać w okładkę zakupionej książki, zachwycać się jej oprawą graficzną i wizualną. Uwielbiają także łapczywie pochłaniać jej każdą kolejną kartę. Okupują allegro w celu poszukiwania następnej do kolekcji epicko wyglądającej zakładki z grafiką Shreka czy Harry Pottera i modlą się by ich książka przetrwała próbę czasu, a także czynników zewnętrznych takich jak, brudne ręce, rozlana herbata, czy buszujący po domu piesek szukający kolejnej zabawki do pogryzienia. Chwalą się też zdjęciami na Instagramie swoich szafek zapchanych kolejnymi pozycjami, które nie mieszczą się już w ich ciasnych apartamentach. I cały ten proces jest tak naprawdę okej. Czemu mielibyśmy odbierać im tę odrobinę radości?

…raz na jakiś czas ładuj baterię

Z kolei jednak czy warto być aż takim przeciwnikiem Kindla? Jak mawiał pewien jegomość „Nie warto” –PDK. Kiedyś zrobię recenzję Kindle Voyage, którego nie tak dawno temu zakupiłem, więc nie będę się tutaj zagłębiał w szczegóły techniczne urządzenia, lecz za zawrotną kwotę jednego 500+ otrzymujemy urządzenie wielkości nieco większego telefonu, które posiada 6 calowy ekran.

Mój pierwszy Kindle, Wordye
Mój pierwszy Kindle, Wordye

Istotne jest, że ów ekran wykonany został z tzw. elektronicznego papieru e-Ink, którego obraz nie odświeża się jak w laptopach i urządzeniach mobilnych, lecz jest statyczny, dzięki czemu nie dość, że nie męczy naszych oczu to także wyglądem przypomina kartkę z tradycyjnej książki. W zależności od modelu czytniki różnią się od siebie pojemnością na książki, a także tym że w droższych modelach występuje podświetlenie, które ułatwia czytanie w nocy. Z ważniejszych cech to w zasadzie tyle.

No więc czemu ten Kindle taki fajny

Wyznawcy religii I believe in technology, papier is fu zyskują przede wszystkim wygodę, gdyż czytnik elektroniczny rozwiązuje kilka problemów, z którymi borykają się książki. Po pierwsze jeden Kindle to wiele książek. To w zasadzie najistotniejsza według mnie zaleta tego urządzenia. Pamięć Kindla pozwala na umieszczenie w nim nawet kilku tysięcy pozycji, przy czym jeżeli udałoby się nam jakimś cudem je przeczytać, to zawsze można z biblioteki usunąć przeczytane i zakupić nowe. Ulubioną literaturę możesz mieć dzięki temu zawsze pod ręką. Droższe wersje czytników wyposażone są w podświetlenie. Wyobraź sobie sytuację, że czytasz sobie w autokarze na trasie z Krakowa do np. Jasła swoje ulubione romansidło i zaczyna się ściemniać. Dodatkowo ów środek transportu nie został wyposażony w odpowiednie oświetlenie nad każdym siedzeniem i mamy poczytane. Kindle z wbudowanym podświetleniem sprawi, że bez problemu możesz kontynuować lekturę dalej.

Kindle służy pomocą przyszłym poliglotom

Uczysz się języków obcych i czytasz obcojęzyczne książki? To świetnie, gdyż oprogramowanie w Kindlu pozwala na instalowanie dodatkowych słowników, dzięki którym możesz w czasie rzeczywistym podczas czytania  sprawdzić znaczenie danych słów. Urządzenie łączy się również z Wikipedią, dzięki czemu zawsze będziesz rozumiał czytany tekst. Nie musisz pamiętać o tym by zabrać ze sobą zakładkę, ponieważ urządzenie zapamiętuje ostatnio przeczytaną stronę i po odblokowaniu naszym oczom ukazuje się dokładnie miejsce, w którym skończyliśmy poprzednio. To tylko niektóre z mnogiej ilości zalet jakie niosą ze sobą czytniki. Więcej przedstawię w recenzji Kindle Voyage, która ukaże się w Wordye w przyszłości. No tak, ale ktoś powie, że czytniki trzeba ładować. Zgoda, lecz raz naładowany czytnik starcza na bardzo długo. Zresztą ładujemy codziennie telefony, raz na dwa tygodnie czytnik jak podepniemy pod gniazdko to korona z głowy nam nie spadnie. Reasumując, nie bójmy się nowych technologii. Jak się okazuje mogą okazać się całkiem użyteczne 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *